zmordowana padłam i zasnęłam kamienym snem...
o 4 rano przywędrował do mnie Pingwin, jak co noc, pogłaskałam, utuliłam pomacałam brzuszek, smyrgnęłam po pupie i powiedziałam Pingwinowi, żeby dał jeszcze trochę pospać...
znow zasnęłam... przed szóstą obudziło mnie cichutkie popiskiwanie, ciekawe, że to słychać jak wystrzał armatni!
zerwałam się i zaczęłam się rozglądać, Pingwina nigdzie nie ma! porodówka pusta!
ciche popiskiwanie zaprowadziło mnie do mysiej dziury czyli pustej półki tuż nad podłogą.
następne dwie godziny spędziłam leżąc, klęcząc i wpatrując się w ciemną tycią przestrzeń.
no i tak mamy 6 pingwinków, dokładniej mówiąc 4 a dwie kopie tatusia Voevody
oczywiście mamy piękne skarpetki!
płcie nieznane, trudno się im przyglądać leżąc na brzuchu
zważyłam tylko i dwa są maleńkie około 80 gram, cztery około 100 gram
dzisiaj jest 63-64 dzień od krycia
udało się wypędzić szefa, pana L. z porodówki, pozamykać zbyt ciekawskie kotki i zapewnić Pigwinowi właściwe warunki do odchowu potomstwa
ps
Pingwin mruczy, maleńtasy przyssane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz