był mróz a teraz mamy wysyp białych płatków. Koło południa zrozumiałam, że lepiej nie będzie i trzeba pojechać po chleb i mięsko dla ogonów. Samochód odśnieżałam miotłą, pierwszy raz użyłam łopaty do odśnieżania . Uffff wyjechaliśmy bo oczywiście głupiutki Kropisław postanowił się też przejechać ,stał nieboże pod sklepem i szczękał zębami. Podróż hardkorowa, jechałam dwójką czyli tak 20 km na godzinę, przedzierając się przez zaspy. I co, źle mi było w mieście?
Ale przywitał nas buzujący kominek, cieplutko, pompa pracuje na schwał. Co prawda okna znów zasypane i jest mroczno . Zapasy dla ogonów zrobione. Rano wyjdę i pstryknę fotkę ku pamięci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz